niedziela, 21 lipca 2013

"(NIE) WINNA", MARTA KIJAŃSKA

Ta książka trafiła do mnie w nieco dziwny sposób, ale przeczytałam ją szybko, prawie natychmiast po tym, jak znalazła się w moich łapach. 
Książka traktuje po prostu o romansie. Ona, On, oboje z pewnym doświadczeniem, dorośli, oboje w związkach. I nagle plusk! Wpadają na siebie i w siebie. Zaczyna się. 
Jej egzystencjalne rozważania zestawione z jego wyrzutami sumienia. 

No i tak : rozdziały, które traktują o Niej, o Magdzie, czytało mi się ciężko, są napisane nieco chaotycznie, styl w jakim wypowiada się bohaterka momentami mnie męczył,  chociaż oczywiście rozumiem, że w jej głowie działy się różne rzeczy, zmagała się sama ze sobą. Artystyczna dusza, trochę ponad ziemią. Ok, fajnie. Przelanie jej stanów emocjonalnych na papier, zawirowań, zachwiań i rozważań daje nieco popalić. Powoduje lekki bajzel a momentami nawet brak ładu i składu. 
Zdecydowanie lepiej czytało mi się rozdziały, w których to On był narratorem. Jego myśli są ułożone w harmonijną całość, chociaż tak jak Ona zadaje sobie wiele pytań i próbuje znaleźć na nie odpowiedzi. 

Cóż... sama nie kupiłabym tej książki. Nie wiem nawet, czy zasiadłabym do lektury, gdybym nie była akurat w autobusie i nie miała nic innego do robienia. Wiem również, że raczej do niej nie wrócę. 

Nie będę jej polecała, ale nie chce też przekreślać. Może komuś z Was się spodoba? Temat jest, mimo wszystko, dość popularny i wiele osób może zaciekawić. 

"Siła tej książki tkwi w języku. A właściwie w dwóch językach. Który jest Tobie bliższy, Czytelniczko?"*


Zdecydowanie ten męski. Amen. 

*okładka, Michał Rusinek

K.K



(NIE)WINNA, Marta Kijańska
wydawnictwo MELANŻ
okładka miękka
liczba stron : 326
Warszawa 2013

poniedziałek, 8 lipca 2013

"SKRADZIONE ANIOŁY. PORWANE DZIEWCZĘTA UGANDY", KATHY COOK

Ciężko jest pisać regularnie. Zakładałam, że posty będą pojawiały się o wiele częściej, że będę bardziej systematyczna. W tym momencie się nie da. Ubolewam nad tym. 



Ostatnio wpadła mi w ręce książka, po przeczytaniu której czułam się, jakby ktoś bił mnie po głowie. Przemówiła do mnie pod wieloma względami, poruszając wiele obszarów mojego płytkiego intelektu. 



Do sedna ; "Skradzione Anioły. Porwane dziewczęta Ugandy" autorstwa Kathy Cook to nie spis opowieści nakreślony przez jakiegoś turystę - literata.  To nie krwawy horror wydumany przez jednego z poczytnych pisarzy specjalizujących się w wymyślaniu historii wywołujących strach.To jedna z najbardziej przerażających, pełnych bólu i dramatu książek, jakie było mi dane przeczytać. 


Żadne zdanie, żadne słowo nie jest tutaj niepotrzebne. Nie ma patosu, nie ma wielkich bohaterów. Jest strach, rozpacz i umierająca wiara. 

Uganda. Armia Bożego Oporu, fanatyczna organizacja partyzancka, na czele której stoi jej założyciel Joseph Kony jest winna śmierci kilkudziesięciu tysięcy osób. Szacuje się, iż od momentu powstania, czyli od 1987 roku grupa mogła zmusić ponad 10 000 chłopców i dziewcząt do walki. Dzieci są porywane, wywlekane z swoich rodzinnych domów, wystawiane na ciężkie próby, po przejściu których, stają się członkami bezlitosnej armii, w której nie ma miejsca na sentymenty, litość czy przebaczenie. 


"Skradzione Anioły ..." dosłownie, to 139 dziewcząt z katolickiej szkoły w Aboke, które zostały z niej uprowadzone przez jeden z oddziałów partyzanckiej armii Kony'ego. Był październik 1996 roku.  Po interwencji białej zakonnicy, siostry Racheli, która uczyła dziewczynki, 109 z nich mogło wrócić do domu. Pozostałe 30 zostało jednak z grupą partyzantów, by ostatecznie znaleźć się w głównym obozie Josepha Kony'ego. Uprowadzone, bite, męczone. Obdarte z człowieczeństwa. Uczestniczące w wydarzeniach, w których ogólnie pojmowana moralność i etyka nie miały żadnego znaczenia. Zmuszane do nieludzkich zachowań, zniewolone. A przecież wszystkie były jeszcze dziećmi...


"Siostra Rachele zobaczyła wśród żołnierzy wielu młodych chłopców niespełna dziesięcio-, jedenasto- i dwunastoletnich, obwieszonych naszyjnikami z kul i niosących karabiny, maczety lub siekiery. - myślała. . Ponad 80 procent rebeliantów to dzieci poniżej osiemnastego roku życia. Wszystkie zostały porwane i siłą wcielone do armii."*


W przenośni jednak, o Skradzionych Aniołach mówimy w kontekście wszystkich dzieci, oderwanych od rodziców, domów, miejsc które były im bliskie i w których czuły się bezpiecznie. O dzieciach, które zamiast zabawek, trzymają w dłoniach karabiny. O przedwczesnym dorastaniu i zbyt szybkiej śmierci. O rzeczach, których dzieci - wszystkie dzieci świata - nie powinny być świadkami i nie powinny w nich uczestniczyć. 

Dzieci się buntują. Chciałoby się napisać, że taka ich natura. Jednak nie w tym kontekście. Dzieci z armii Josepha Kony'ego chcą przeżyć, wrócić do domu, zapomnieć. Mają świadomość, że każda próba ucieczki może zakończyć się dla nich brutalną śmiercią. 
Joseph Kony stosuje coś na kształt odpowiedzialności zbiorowej : kiedy zauważana jest ucieczka, ktoś musi za nią odpowiedzieć. Jeżeli nie był to sam uciekinier, karano kogoś z armii. Dzieci miały więc wybór : złapać zbiega, bądź same ponieść karę. Prawie pewnym było, że któreś z nich umrze w męczarniach.
Dziewczęta z Aboke, które przeżyły i zdołały się uwolnić, relacjonowały, iż musiały zatłuc jedną z uciekinierek, by nauczyć się, ze dobrowolne oddalenie się od oddziału jest surowo karane.
Jednna z uczennic z  Aboke, Judith, której ucieczkę udaremniono, przeszła tak wielkie męki, że ich opisu prawie nie da się czytać: chłosta łańcuchami, razy maczetą, pozostawienie poranionej dziewczynki w lesie, by umarła, a kiedy to nie następowało katusze ukrzyżowanej w buszu. 

Rodzice 30 dziewczyn z Aboke, które zostały porwane oraz którym przydzielono role żon dla poszczególnych dowódców w armii Kony'ego byli praktycznie bezsilni, chociaż dysponowali znajomościami i dobijali się do wielu drzwi. Siostra Rachel, która poświęcając własne życie odebrała z rąk oprawców 109 dziewczynek, szukała poparcia w. in. u Hilary Clinton,

Nelsona Mandeli, papieża Jana Pawła II, Koffiego Annana, jednak te starania niewiele dały.

Wiecie, jak brak zainteresowania problemem na arenie międzynarodowej podsumowuje autorka książki? Pozwolę sobie zacytować:

"Inne wojny przykuwały uwagę międzynarodowej opinii publicznej, choćby Bośnia czy Kosowo, chociaż z drugiej strony, te rozgrywały się w Europie. Niemniej nawet w Afryce świat pomagał przerywać wojny, tak było przecież w Sierra Leone, Angoli, Kongo czy Sudanie. Wszystkie te kraje otrzymały pomoc. Tyle tylko, że w Sierra Leone są diamenty, Sudan i Angola mają ropę, a Kongo złoto, diamenty i koltan. - W północnej Ugandzie są tylko dzieci."** 
I niby to wszystko wiemy, niby gdzieś się słyszało, kim jest Joseph Kony i co dzieje się w Ugandzie, jednak dopiero mówienie o tym w sposób tak bezpośredni i dosadny, przeczytanie relacji osób, które przeżyły piekło na ziemi, zmusza do refleksji, do przemyśleń, do pozostania przy sprawie nieco dłużej, niż tylko do końca książki. 

Na początku marca 2012 organizacja Invisible Children Inc rozpoczęła kampanię pod tytułem Kony 2012. Kampania ma na celu nagłośnienie zbrodni Kony'ego i zachęcenie amerykańskich polityków do zaangażowania się w jego aresztowanie.

Wrzucam link do strony kampanii, zerknijcie:





"...nie pytam gdzie jest Bóg, pytam gdzie są ludzie,
którzy założyli knebel na głos swoich sumień,
ja piszę swoje, oskarżam w cichą noc ciemną,
zapalam świeczkę, zapal ją ze mną..."





*s. 25. 
** s. 258.




K.K. 


Kathy Cook
Skradzione Anioły, porwane dziewczęta Ugandy
Wydawnictwo św. Stanisława
okładka : miękka
liczba stron: 327
tłumaczenie : Olga Pieńkowska - Kordeczka, Karol Sijka



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...