środa, 23 lipca 2014

"JESIEŃ CUDÓW" JODI PICOULT

Jodi Picoult, czyli kolejna opowieść o zwykłych ludziach w zwykłych i niezwykłych sytuacjach. 

Faith White to normalna, zdrowa siedmiolatka. Ma kochających rodziców, ładny dom, nieco zakręconą, ale oddaną babcię. Ot, zwykłe dziecko.

Pewnego popołudnia dziewczynka przeżywa jednak traumatyczne - zdawałoby się - wydarzenie ; niespodziewanie nakrywa ukochanego tatę z obcą kobietą. Rodzina Faith w mgnieniu oka rozpada się na kawałki. 
Siedmiolatka przechodzi przez trudne dla niej doświadczenia zaskakująco dobrze. W jej zachowaniu zachodzi tylko jedna zmiana: Faith zaczyna rozmawiać z Bogiem. Początkowo jej mama, Mariah, traktuje te rozmowy jako ucieczkę w wyobraźnie i szukanie wsparcia w wyimaginowanym przyjacielu. Kiedy jednak Faith zaczyna dokonywać cudownych uzdrowień, a na jej dłoniach pojawiają się stygmaty, sytuacja nieco się komplikuje. 
Faith z dnia na dzień staje się obiektem kultu dla setek osób, natomiast jej ojciec - Colin, zaczyna martwić się o córkę i postanawia odebrać ją matce. Sprawa oczywiście znajduje finał w sądzie. Dodatkowo coraz częściej w pobliżu Faith zaczynają krążyć przedstawiciele kościoła katolickiego, uznając małą za heretyczkę. Po pierwsze dlatego, że Faith z pochodzenia jest Żydówką, po drugie, że Bóg obawiający się Faith jest kobietą. 

Picoult porusza w swojej powieści wiele ciekawych kwestii. Wiara, fanatyzm religijny, choroba psychiczna, walka o dziecko. Wszystko to zostało całkiem przyjemnie podane i ułożone w zgrabną całość. Niemniej jednak, książka mnie nie zachwyciła. To po prostu dobra powieść obyczajowa z religią w tle. Oczywiście, jak to u Picoult bywa, książka nie obraża inteligencji czytelnika, pochłania się ją szybko, w dwa popołudnia. 

Bohaterowie kreowani przez Picoult to postacie, które są tak zwyczajne, że trudno się z nimi nie utożsamiać. Z drugiej strony zwykli ludzie nie zapadają tak łatwo w pamięć. W przerwach czytania książki miałam w głowie tylko jedno nazwisko : Faith White. Po primo : tylko ona była w tej powieści niezwykła. Po secundo: to się rymuje :)

Polecam fanom Jodi Picoult i Diane Chamberlain oraz osobom, które lubią wciągające obyczajówki. 

K.K.

wtorek, 15 lipca 2014

"DAR Z BRETANII" MARJORIE PRICE

"Wioska już nie istnieje. Z oddali wydaje się taka sama jak dawniej, dopóki nie zauważy się lśniących, prefabrykowanych budynków rozsianych wśród starych gospodarstw. Chłopów też już nie ma. Nikt już nie zobaczy, jak ciągną na pola, we mgle, na długo przed nastaniem świtu. Znikły staruszki w czerni, zgarbione nad kapustą w warzywniakach, przepadli wieśniacy gawędzący tutejszą gwarą przy płocie, nierozerwalnie związani z wiekowymi gospodarstwami. Kobiety w przypiętych szpilkami sztywnych koronkowych czepcach i w łopoczących na wietrze czarnych spódnicach, zmierzające przez łąkę na niedzielną mszę w pobliskiej wiosce, pozostały tylko na pocztówkach dla turystów. [...] Zwyczaje, które przetrwały próbę wieków, odeszły do lamusa"*

Tym opisem zaczyna się książka.Chyba nie mogło być lepiej. Po przepięknej, nasyconej wspaniałymi barwami okładce, która przywołuje na myśl same dobre emocje, pojawiają się słowa, trafiające w sedno mojej tęsknoty za beztroską, dzieciństwem i obrazami pojawiającymi się w głowie dość często, coraz bardziej zamazanymi przez lata i zatartymi przez dorosłość. 

Dorastająca w Chicago Amerykanka Midge skrycie marzy o życiu w Paryżu. Dusza artystki nie pozwala jej usiedzieć w miejscu a wielka miłość do sztuki i chęć przygody popychają ją wprost na pokład statku do Francji. Do tej podróży dziewczyna przygotowywała się latami, a z każdym przeczytanym o Paryżu zdaniem, z każdym nowo poznanym francuskim słowem jej fascynacja wzrastała, przeradzając się wręcz w obsesje.  
Midge wydaje na bilet wszystkie swoje oszczędności, zostawia w USA całą rodzinę oraz narzeczonego. Oczywiście wyżej wymienieni nie pochwalają jej pomysłu. A tak! Zapomniałam o dość istotnej kwestii : opisane przeze mnie wydarzenia mają miejsce w latach 60. XX wieku.

Paryż. Miasto sztuki i miłości. Midge odnajduje w swoim wymarzonym miejscu i jedno, i drugie. W stolicy Francji dziewczyna wreszcie czuje się wolna, każdą cząstką ciała chłonie nasycony wielką twórczością klimat miasta, który sprzyja również jej  natchnieniu, dostarczając wielu inspiracji. Midge zatraca się w malowaniu, rozwija swoją pasję również przez uczestnictwo w wystawach i wernisażach. Na jednym z nich poznaje Yves'a. Mężczyzna okazuje się spełnieniem jej marzeń: nieziemsko przystojny, świetnie zbudowany. Co najważniejsze : jest malarzem. Francuskim malarzem! Chociaż podczas pierwszej randki Midge stara się być dobrze wychowaną panienką, wkrótce ulega urokowi Yves'a, by jakiś czas później zostać jego żoną. 

Małżeństwo Midge jest idealne : spędzanie czasu z Yves;em daje kobiecie dużo satysfakcji, poza tym zostaje matką. Gdy jej córeczka ma pięć lat, wraz z mężem postanawiają kupić domek w Bretanii, który ma być twierdzą dla jej rodziny, miejscem gdzie będą mogli malować, odpocząć od miejskiego zgiełku i szukać natchnienia. Jednak jak wiadomo życie depcze wyobraźnie. Yves decyzje o kupnie nieruchomości podejmuje sam, a nabyta "posiadłość" różni się znacznie od wyobrażeń Midge. Małżonkowie zostają właścicielami składającej się z kilku domków osady w środku lasu, gdzie diabeł mówi dobranoc, a toaleta w mieszkaniu jest niespotykanym luksusem. Midge próbuje nauczyć się, jak żyć na wsi. To dla niej zupełna nowość. Wychowana w Chicago, mieszkające w Paryżu. Totalny mieszczuch. 

W tym momencie książki zaczyna się opowieść, która nasączona jest emocjami jak dobra kasza skwarkami. 

W odnalezieniu się w wiejskiej rzeczywistości pomaga Midge sąsiadka, Jeanne. Staruszka to ucieleśnienie prostoty. Nigdy w życiu nie opuszczała wioski, życie poświęciła ciężkiej pracy, ma dużo życiowej mądrości i doświadczenia, którym chętnie dzieli się z Midge. Sama również czerpie z znajomości z Amerykanką. Kobiety uczą się od siebie, wspierają w trudnych chwilach i są dla siebie pocieszeniem. Midge szczególnie potrzebuje Jeanne, kiedy okazuje się, że na jej małżeńskim portrecie pojawiają się rysy.  

Szczególną sympatię wzbudziła we mnie Jeanne. Kobieta ma w sobie spokój. Nie goni za niczym. Jest silna i mądra. Nie potrafi przekonać się do wynalazków, które burzą odwieczną harmonię wsi (np. telewizor), lęka się świata poza La Salle, z drugiej strony nieznane ją fascynuje. Jeanne docenia małe rzeczy, z wielką radością i pokorą nadal uczy się świata. Między Nią i Midge rodzi się magiczna więź, która okazuje się mocniejsza, niż mogłoby się wydawać. 

Marjorie Price prowadzi historię w sposób niespieszny, jakby chciała w każdym zdaniu uchwycić wszystko, co pozostało w jej wspomnieniach. Czyni to w przepiękny sposób, z każdym przeczytanym zdaniem utwierdzałam się w przekonaniu, że "Dar z Bretanii" to nie tylko piękna powieść. W tej książce jest coś wyjątkowego,  W końcu jest hołdem, darem dla Jeanne, najwspanialszej przyjaciółki. Price nie wtrąca niespodziewanych zwrotów akcji, komercyjnych zabiegów, dzięki którym powieść wyda się bardziej atrakcyjna i spodoba szerszemu gronu odbiorców. Nie o to tu chodzi. 

"Dar z Bretanii" to  historia wspaniałej, bezkompromisowej przyjaźni, przepiękny portret oddania i przywiązania. A także lekcja pokory. 
Jeanne pokazuje, że należy cieszyć się z dobrych chwil, z tych trudnych natomiast wyciągać wnioski. 

Polecam.

K.K. 

                     Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję  Wydawnictwu Black Publishing

* prolog
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...